Kołowrot leci jak we młynie,
Każdy codziennie do biura płynie.
Wszyscy jesteśmy tak samo ubrani,
Ja w garniturek, w sukienki Panie.
Idziemy ścianą posępnych twarzy,
Nie widać na nas żadnych marzeń
Nie widać na nich żadnych emocji,
Wszak to wstydliwe coraz mocniej.
I oby wytrwać, czwartek-piątek
Oby do ósmej lub do dziewiątej,
Oby się przemknąć niespodziewanie,
Inaczej będzię znowu na mnie.
Wszyscy jesteśmy jednakowi,
Wszyscy w excelach łamiemy głowy,
Wszyscy tak samo wyglądamy,
Wszyscy te same potrzeby mamy.
Lecz nie ma nikogo kogo by kochać,
Przytulić pogadać i się wyszlochać.
Nie ma nikogo z kimś pójść nad jezioro,
Tutaj nas nigdy nie zaproszono.
Tutaj też nie ma wielkich przyjaźni,
Nudzę się po godzinnej konwersacji.
Bo tylko o trudzie każdy prawi,
O niczym innym, nie o zabawie.
Trud nam zajmuje sporo czasu,
Trud w naszych głowach jest ciągle w zapasie,
Trudem żyjemy i oddychamy,
A potem szpital i umieramy.
Więc zanim wdepniesz w to pasmo trudu,
Pozwól się sobie trochę dać luzu,
Wyjdź sam z siebie, wybiegnij ze ściany,
Zanim w szpitalu się wszyscy spotkamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz